Cykl Kocham Kino jest praktycznie poza moim zasięgiem. Jeśli już nawet doczekam początku filmu to szansa, że nie zasnę w trakcie jest znikoma. Na szczęście dziś można nagrywać filmy! Jakiś czas temu nagrałam film
Para na życie. W zapowiedziach określany był jako komedia romantyczna. Pomyślałam, że na pewno się przyda w jakiś przygnębiający jesienny wieczór. Odkrywszy jednak, że jest to film Sama Mendesa postanowiłam oglądnąć go zanim dopadnie mnie jesienna nostalgia…
Burt i Verona zabrali mnie w podróż, w której odnalazłam siebie:
-dojrzałe macierzyństwo, niby świadome ale na pewno nie zaplanowane
-strach przed utratą wolności i niezależności
-uświadomienie sobie, że muszę liczyć na siebie i mojego partnera, że rodzice, rodzeństwo rodzina i przyjaciele nie rozwiążą moich problemów
-odkrycie, że nie istnieje gotowa instrukcja funkcjonowania rodziny
-próby odnalezienia swojego miejsca na ziemi, stworzenie domu, mojego własnego, takiego w którym to Ja będę ustalać reguły
-przyznanie, że Freund miał rację – trzeba wracać do przeszłości do dzieciństwa, tam szukać siły i drogowskazów
W ostatniej scenie Burt i Verona znajdują … a Ja dzięki nim odnalazłam. Zabrałam synka nad rzekę. Cale życie mieszkałam nad rzeką. Tam się bawiłam, chodziłam z psem, zakochiwałam się. Opowiadałam synkowi o Snoopim , Dydelfie moich psach z dzieciństwa. O dziadku Staszku, który odszedł wiele lat temu i Panu Janku, który mieszkała pod mostem. O jeździe na łyżwach, kąpielach i spaniu w namiotach na wyspie.
Brakuje mi rzeki, i tej ostatniej sceny, w której patrząc przed siebie czuję, że to jest moje miejsce na ziemi.